Bo czasem jest tak, że nawet wielka smuta jest tylko reakcją na wielkie szczęście. Smutne szczęście, tym smutniejsze, że kosztem stanu poprzedniego, którego jednak żałuje się jedynie ze względu na to, że był inny, za to, że ktoś nawet z tego stanu musiał zostać zdegradowany, żebyś Ty, wspaniały egoisto, mógł awansować. Bądź, wedle swoich kryteriów i światokreacji swojej, egoistą, hedonistą – byle tylko miało to jakiś cel, choćby bezczelnie nieodległy. Ale nie popadaj w snobizm. Snobizm szczęścia nie polega tylko na publicznym i zauważalnym jego odczuwaniu, ale na kreowaniu nieistniejącego stopnia między przeszłością a teraźniejszością – między szczęściem dziś ‘mniej ważnym’ a tym ‘oficjalnym’, którym można chwalić się wszystkim wokół w tej chwili.
Niech Twoje szczęście będzie podobne do niczego nieświadomego młodego indyka prowadzonego na ścięcie, niech przypomina głupią minę, kiedy budzisz się w pociągu nad notatkami z wykładów, niech stanie się nierówną partią smyczków w piosence o nim samym – to co, że nie znajdziesz dla niego ujścia.
Smutne szczęście. Tym smutniejsze, że prawdziwe.
PS Ukazać miał się kawałek w drugi weekend kwietnia. W sam czas Wielkiej Smuty. Nie chciałem...