13 marca 2010

O Senhor B Fachada

Nieprzerażony i niezniechęcony zakochanym kubkiem i jego płytką formą [choć to wielce subiektywne odczucie], brnę dalej w dalej, bo przecież per pervera ad astra. A właściwie do jednej gwiazdy [gwiazdora?], co oświeca lud łaskawym światłem papierosa sponad struny. I wcale nieprawda, że poetycko-meandrującymi tekstami swymi zahacza o gęstwinę bajeranctwa. Pięknie czasem posłuchać, że ‘diz-lhe bom ser teu amigo’, ale jednak ‘igualmente bom ser teu amante’, że z prawidłowym odczytem ‘O Desamor’ problemy mają nawet rodowici Portugalczycy.

Kto nienawidzi portugalskiego, znienawidzi i jego, bo B Fachada w pełni wykorzystuje drzemiący w tym języku potencjał. A muzyka? To prawda, czasem schodzi na drugi plan, choć zwykle niezasłużenie. Jest prosta, melodyjna, czasem niewymagająca od słuchacza wielkiego nakładu audio-intelektualnego, czasem męcząco inna od przyjętych w muzyce rozrywkowej standardów. Podobnie z wokalem, który może być jedynym, obiektywnie rzecz biorąc, mankamentem B Fachady, w czym jednak nie odbiega on wiele od męskiej części konkurencji. No tak, i przynajmniej się stara [hm, czasem za bardzo, ale jednak]. A tak poza tym, to wcale nie folk. Wcale a wcale!

1 komentarz: